Piatkowe popoludnie. Wypozyczamy auto razem z kolega Juana i jedziemy do Vichuquen. Cesar mieszka w Santiago od paru ladnych miesiecy juz i pracuje w hiszpanskim banku. Sympatyczny gosc wiec podroz choc troche sie dluzy to jest rozrywkowo. Dojezdzamy po 4h na miejsce. Jest czarna noc. Pierwsze co widzimy po wyjsciu z auta to czarne niebo rozswietlone miliardem gwiazd. Ani jednej chmury. Wszyscy wzdychamy i prawie placzemy z radosci. W Santiago raczej nie widac gwiazd. Widac smog. W drugiej kolejnosci dopiero zwracamy uwage na pieeeeekne jezioro, nad ktorym lezy dom. Jezioro Vichuquen. Nie bede sie rozpisywac nad tym jak piekne krajobrazy tam sa. Zobaczycie sami na zdjeciach. Przywitali nas gospodarze - Pia i Gorka (para ktora wczesniej zaprosila nas na asado do domu rodzicow Pii w Santiago) oraz tym razem obecni byli rowniez rodziciele oraz przesympatyczna przyjaciolka Pii - Luz. Stol zastawiony jak dla 40 osob ale szybko sie okazalo, ze 8 osob sprawia, ze zawartosc polmiskow znika w trybie natychmiastowym. Smialismy sie cala noc przy stole a potem poszlismy na taras ogladac gwiazdy. Padnieci po podrozy udalismy sie spac i juz po 3 minutach slychac bylo radosne pochrapywania w calym domu.
Na jednym z polmiskow lezalo cos dziwnego, brazowego pokrojone na male kawaleczki. Zapytalam gospodarzy co to. Algi cochayuyo . Przeklenstwo dzieci chilijskich. Troche jak nasz rozgotowany, niedoprawiony szpinak na talerz w przedszkolu. Algi z kolendra i skropione sokiem z cytryny. Jak dla mnie - swietne. Zjadlam i dolozylam dokladke. Wiekszosc salatek opiera sie tutaj wlasnei na kolendrze i soku z cytryny. Proste smaki najlepsze!
EL FIN DE SEMANA fue maravilloso y pasaron tantas cosas que seria imposible describirlo todo en un dia aqui. Probablamente tendria que escribir un libro entero. Intentare no mataros con todos los detalles:
Viernes por la tarde. Alquilamos el coche con el amigo de Juan y Gorka. Tambien de España. Aqui empieza nuestro viaje a Vichuquen! Cesar ya lleva aqui unos meses y trabaja en uno de los bancos españoles. Muy simpatico y el viaje pasamos todos muy bien. Despues de 4 horas del viaje, llegamos por fin a Vichuquen muy tarde por la noche. Lo primero en que nos fijamos son las estrellas. Un millon de estrellas en el cielo negro. No hay nubes. En Santiago no se ve casi nada. Solo smog. La casa de los padres de Pia esta al lado del lago. La vista tan espectacular que me faltan palabras para describirla. Podeis ver en las fotos. Nos saluda Gorka y Pia, su familia i amiga Luz. La mesa llena de cositas deliciosas y empezamos todos la cena. Lo pase fenomenal y probablamente comi mas que durante la semana entera. Me fijo en un plato. Pregunto que es. Son algas cochayuyo. El trauma de los niños chilenos. Como espinacas para los niños polacos. Aqui se sirve las algas con cilantro y unas gotitas de zumo de limon. Para mi delicioso y lo repite mas que 2 veces.
Aqui estan las algas crudas y en el plato ya listas para consumir:
Tak wygladaja algi przed ugotowaniem:
Algi gotowe do zjedzenia:
W sobote rano po szybkim sniadanku udalismy sie na przejazdzke motorowka i sprobowac swoich sil na nartach wodnych lub wakeboardzie. Super zabawa na lodce i podziwialam przy okazji domy stojace w pierwszej linii. Duzo zamoznych ludzi posiada ladowisko dla helikopterow na dachach swoich posiadlosci. Zdjec helikopterow i domow niestety brak bo zamoklby mi aparat.
El sabado por la mañana desayunos rapidito y fuimos directamente al lago probar ski aquatico y wakeboard. Muy divertido, el tiempo espectacular. Lo pasamos genial. Mientras veia las casas al lado del lago, o mejor decir casoplones. Algunos con helicopteros. No hay fotos de helicoptetos porque fue bastante probable mojar la camara.
W domu zabralismy sie za przygotowywanie obiadu. Wpadli tez sasiedzi wiec razem bylo nas 13 osob. Luis (ojciec Pii) zarzadzil paelle. Paella chilijska jednak sporo sie rozni od hiszpanskiej i jedlismy ja pozniej troche na sile ale ubaw byl po pachy. Na przystawki serki, krakersy, rozne roznosci. Europejska grupa rzucila sie oczywiscie najbardziej na muszle. W jednych byly zapieczone krewety ze smietana i przykryte parmezanem (typowo po chilijsku) a w drugich mule na ten sam sposob. Wszystko to oczywiscie popijalismy pisco sour. Byl tez cudowny poncz na winie z pokrojonymi drobno truskawkami i tajemniczy skladnik, ktorego nie udalo mi sie zidentyfikowac ale po smaku mysle, ze bylo to cos w stylu syropu brzoskwiniowego...
Volvimos a casa para comer. Vinieron tambien los vecinos y amigos de los padres de Pia. Luis (el padre) con Juan estaban preparando la paella y nosotros mientras probamos varios platos de aperitivo. Camarones y mejillones con nata y queso parmesano, pisco sour, el ponche con vino y fresas (delicioso!!!).
Po sutym obiedzie wiekszosc udala sie na sieste. Ja w ciagu dnia nie spie wiec buszowalam po posiadlosci i robilam zdjecia. Tak wiec kontynuuje zasypywanie bloga wynikami:
Despues de la gran comida la mayoria fue a descansar y echar una siestita. Yo no duermo siestas, entonces tenia un buen rato para conocer mejor a la mama de Pia y hacer fotos:
Po siescie udalismy sie na plaze i na spacerek po okolicy.
Despues de la siestita fuimos a la playa y pasear un poquito.
Wieczorem wybralismy sie na maly poczestunek i promocje wina w marinie. Byla muzyka jazzowa na zywo i super atmosfera. Ludzie ubrani zupelnie bez zadecia, swietnie chilijskie wino, rozne szynki i...znow paella. Pozniej wrocilismy do domu rozpalic grilla i wrzucilismy jagniecy udziec. Popijajac winko spedzilismy milo i spokojnie wieczor.
Por la noche fuimos a la marina. Musica jazz en directo, buenisimo vino chileno y....paella otra vez! Despues volvimos a casa preparar la pata del cordero. Pasamos la noche tomando vino y hablando tranquilamente.
W niedziele znow wczesna pobudka, szybkie sniadanko i na wode! Na obiad zamowilismy dzien wczesniej u wiejskiej kobieciny domowe empanady z miesem i pastel de choclo czyli tlumaczac doslownie ciasto kukurydziane. Jest to cos w rodzaju zapiekanki z ugniatanej kukurydzy. Na spodzie znajduje sie mieso spreparowane na identyczny sposob jak do empanady. Mieso wolowe z cebulka i odrobina pieczarek plus jakies magiczne przyprawy, ktore nadaje calej tej mieszance smak, ktorego prozno szukac w Europie. Siesta, wyprawa na domowe lody do pobliskiej wioseczki i do domu... ach co za szkoda, ze weekend musial sie skonczyc. Wrocilismy bardzo pozno do Santiago i padlismy od razu na twarz.
El domingo por la mañana nos levantamos otra vez tempranito y salimos al agua! Para comer pedimos el dia anterios empanadas y pastel del choclo. Nos preparo estas delicias una mujer que vive por alli en el pueblo y en mi opinion ha hecho un trabajo muy bueno, porque las empanadas me entraron en menos que un minuto. Despues de comer tiempo para siestita, hacer las maletas e irse a Santiago de vuelta. Volvimos muy tarde y muy cansados pero super contentos.
Podsumowujac wyjazd, moge smialo powiedziec, ze odnalazlam swoja chilijska rodzine, ktora sprawila ze poczulam sie jak w domu, bedac kilkanascie tysiecy kilometrow od rodzinnych stron. Gospodarze zadbali o nas lepiej niz kiedykolwiek moglibysmy sobie wymarzyc. Pia i jej rodzina to przefantastyczni ludzi pelni poczucia humoru i spragnieni zawsze towarzystwa. Goscinni ponad wszelkie oczekiwania, otwarci, bezposredni i pelni poczucia humoru. Zdecydowanie pozostajemy dalej w kontakcie i planujemy dalsze spotkania. Wielkie podziekowania dla calej ekipy weekendu w Vichuquen!!!
Para terminar puedo decir solamente que encontre mi familia chilena, que me hizo sentir como en casa estando miles de kilometros de mi casa y familia polaca. Nos trataron como su propia familia. Pia y su familia es la gente muy muy buena, simpatica, abierta, directa y con mucho sentido del humor. Estamos en contacto y ojala nos veamos pronto otra vez! Muchas gracias para todo el equipo del finde en Vichuquen!!!
No hay comentarios:
Publicar un comentario