Niedziela.
Znow wczesna pobudka, szybki prysznic, spakowanie gratos, sniadanie i do auta. Czekala na nas w recepcji pracownica hotelu, ktore miala pojechac przed nami autem by wskazac nam droge do stajni, skad mielismy ruszyc konno na wyprawe po dolinie Aconcagua. Gdy pytalismy w hotelu o cene tej wyprawy uslyszelismy 25.000 od osoby za dwie godziny. Wydalo nam sie troszke drogo, ale wciaz w porownaniu z cena w San Francisco (15.000 za pol godziny), stwierdzilismy ze to dobra oferta. Dalismy sie nabic w butelke i to jeszcze domknieto nas korkiem. Wstyd pisac o tym, jak nas oszukala kobita... Wydawalo nam sie podejrzane, ze kase zbiera ona z gory a nie wlasciciel koni po skonczonej wycieczce, wiec gdy juz nawiazalismy dobry kontakt z naszym huaso to wypytalismy go, udawajac glupkow (a moze wcale nie musielismy udawac), ile ta przyjemnosc tak naprawde kosztuje. Pan szybko odpowiedzial, ze 10.000 od "lebka". Bardzo sie zdenerwowalismy na te glupia dziewuche z hotelu i zrobilo nam sie bardzo zal naszego huaso, bo wygladal naprawde biednie a panienka nie roznila sie wiele od przecietnego mieszkanca dobrej dzielnicy w Santiago. Ustalilismy miedzy soba pozniej, ze trzeba bedzie dac huaso jakis napiwek (pomimo wyprania nas z pieniedzy wczesniej) bo prowadzil nas piekna droga przez doline i dbal wciaz o nasz komfort. Do tego widac bylo jak wazne sa dla niego jego konie, i ze nie jest jednym z typowych oszustow (patrz San Francisco i ich tandetna oferta konska) i rzeczywiscie chce by ludzie mieli frajde.
Przejazdzka byla fantastyczna. Huaso prowadzil nas drogami ciagnacymi sie wzdluz kilometrowych winnic i co jakis czas konie podjadaly sobie liscie winogron. Dolina Aconcagua to jedno z piekniejszych miejsc w okolicy. A do tego posiada idealny klimat do produkcji wina (srednio 240-300 slonecznych dni w roku). Najbardziej goracy i suchy region winiarski Chile. Klimatycznie jest to region zblizony najbardziej do srodziemnomorskiego, zatem szczegolnie nadaje sie do uprawy win czerwonych. Czego dowodem jest fakt, ze winem obsadzone sa podnoza gor (zwykle bardziej wilgotne w innych czesciach kraju/swiata) oraz to, ze nieprzerwanie uprawiane jest od polowy XIX w. Od tamtej pory tez wino produkuje winnica rodziny Errazuriz - moje do tej pory ulubione Carmenere. Doline nawadnia (poza nowoczesnymi systemami) rzeka o tej samej nazwie - Aconcagua.
Czego nauczylam sie o koniach w Chile po wczorajszej wycieczce (i co potwierdzilam rowniez researchem w internecie)?
Kon lubi luz. Takie ot proste stwierdzenie. Nauczona w Polsce, ze konia prowadzi sie calym cialem z naciskiem na sygnaly dawane lydkami, moglabym sobie powtarzac te sygnaly do woli na koniu chilijskim. Kon chodzi tutaj na sygnaly dawane glosowo i przy uzycia DELIKATNIE (!) paseczka skorzanego doczepionego do koncowki wodzy. Przede wszystkim kon musi miec luz. Puszczamy wiec wodze i dajemy mu pol metra wiecej niz to co daje sie koniowi w Europie. Nie bedzie galopowal dopoki nie poczuje sie wolny. Skrecamy tez inaczej. Lydki niech spoczna. Kon skreca gdy poczuje wodze na szyi. Czyli jesli skrecamy w prawo to (trzymajac wodze w jednej rece) przesuwamy reke w prawo i kon czuje lewa wodze na szyi i zaczyna skrecac. Nie ma tu mowy o zadnych wyginaniu konia, wyginaniu swojego ciala czy przestawianiu ulozenia nog. Czy kon z takim luzem nie wywinie nam numeru? Ha, sprobowalby! On wie, ze nie wolno. Nikt nawet nie wiaze konia do drzewa podczas odpoczynku na lace. Kon nie pojdzie nigdzie. Je sobie trawke i czeka na pana. Wolno mu jesc i pic i nikt nie wie co to znaczy, ze moze sie od tego "zapoprezyc". Kolejna wazna roznica to siodlo. Prosta kulbaka, w ktorej sie siedzi jak w foteliku dzieciecym przy stole - raczej sie nie da spasc a wygodnie jak na kanapie. Znalazlam nawet wygodne miejsce by przewozic butelke wody - miedzy brzuchem a przednim lekiem. Koniec gadania, czas na zdjecia, bo moge godzinami opisywac fantastyczne wrazenia i krajobrazy, ale zdjecia zrobia to lepiej ode mnie. Zapraszam do galerii!
Startujemy! Tu jeszcze myslalam, ze na cos sie zda moja umiejetnosc trzymania wodzy po angielsku (Bez sensu!).
Tu juz wiedzialam, ze to co robie nie ma dla tego konia wiekszego znaczenia, ale zeby do zdjecia nie uciekla mu glowa, postanowilam przytrzymac przez chwile poze :) W dolinie. Za mna osniezone szczyty w tle.
Nasz huaso zgodzil sie na jedno zdjecie. I nie wiem czemu tylko mi pozwolil.
Juan i Gorka zdobywaja szczyt
Gorka macha do nas z gory
Moja mala, poczciwa konina - Cyganka :)
Patrzymy sobie nostalgicznie razem na gory...
No hay comentarios:
Publicar un comentario