Jako, że zbliżał się dzień przeprowadzki to wciąż próbowaliśmy dopiąć sprawy związane z wynajmem mieszkania. Niby zwykłe sprawy jak przestawienie telewizora czy dostęp do piwnicy by móc składować walizki, itd. Naprawdę nie mieliśmy w planach robić wielkiej rewolucji a do tego wszystkie punkty wcześniej mieliśmy niby uzgodnione z agencją nieruchomości pośredniczącą w tym całym wielkim procesie. Nagle okazało się, że coś im się odwidziało, zrobiła się wielka afera, właścicielka mieszkania, mieszkająca w Miami, również jakby zwariowała a do tego w umowie nagle (wbrew przepisom chilijskim) znalazł się zapis o naszej odpowiedzialności za wszelkie szkody powstałe w mieszkaniu nawet te spowodowane trzęsieniem ziemii czy pęknięciem rur. Rozpętała się burza i pioruny trzaskały jak wściekłe - głównie ze strony pośredniczek. Gdy miarka się przebrała, zostaliśmy bez mieszkania i z wrażeniem, że pani z Miami cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne. Na szczęście właściciel mieszkania, w którym przebywaliśmy do tej pory, zlitował się nad nami i przedłużył nam umowę o kolejny miesiąc, skreślając innych zainteresowanych. Poszłam więc z bojowym nastrojem odebrać z agencji pieniądze, jakie wpłaciliśmy w ramach gwarancji wynajmu. Gdy tylko 290.000 peso znalazło się w mojej dłoni obszczekałam jak rasowy pitbul głupią brazylijkę jak kota na płocie. Ta jeszcze bezczelnie na do widzenia postanowiła złośliwie pożyczyć mi jeszcze szczęścia w poszukiwaniu lokum. Odszczekałam się oczywiście znowu, życząc uprzejmej pani powodzenia w utrzymaniu biznesu przy życiu bo nie zamierzam pozostawic tego bez komentarza i zamierzam uprzedzić na wszystkich forach ludzi przed tą agencją. Agencja nazywa się ANALUPROP. Gdyby ktoś wybierał się do Chile i poszukiwał mieszkania to odradzam korzystania z jej usług. Nie wiem komu przychodzi do głowy robić takie numery w dzień przeprowadzki...
Co do zapisu o trzęsieniach ziemii, to wiem, że wydaje się być to zapis dosyć zabawny na pierwszy rzut oka, jednak jest on niesamowicie istotny w tej części globu. Chile to kraj wyjątkowo aktywny sejsmicznie. Trzęsienia zdarzają się tu praktycznie co tydzień , choć bardzo malutkie i ledwo wyczuwalne w większości. Ostatnie miało miejsce w niedziele gdy znajdowałam się akurat na parkingu centrum handlowego i gdy zatrzęsła mi się ziemia pod nogami i pomyślałam ile kondygnacji zastawionych autami znajduje się nade mną, to zrobiło mi się delikatnie mówiąc słabo. Tydzień wcześniej trzęsienie ziemii osiągnęło ponoć 5,6 w skali Richtera jednak wierzyć mi się w to nie chce bo ledwo co poruszyło się pode mną krzesło. Przypomina mi to sytuacje opisywane w poprzednim poście. Powtórze się więc - to że coś nie jest normą nie znaczy, że się zdarzyć nie może. Ostatnie potężniejsze trzęsionko miało miejsce w 2010 r. i szkody były naprawdę spore. Paredziesiąt lat temu w regionie Chiloe, zabrakło skali na zmierzenie siły wstrząsów i zmiotło praktycznie wszystko z powierzchni ziemii. Tuż po trzęsieniu nastąpiło tsunami. Choć wizja ta dalej wydaje się być wizją odległą, to należy pamiętać, że walczyć można ze wszystkim ale nie z Matką Naturą.
Po całej tej awanturze o mieszkanie i dach nad głową, poszłam na rozmowę o pracę. Mój poziom nerwów po porannych przygodach i tak był już dosyć wysoki, a tu jeszcze trzeba się skupić na walce o chleb. Ku mojemu zdziwieniu rozmowa okazała się być luźniejsza niż w barze przy piwku i w sumie to było dosyć wesoło. Z sali konferencyjnej musiał dobiegać do pracowników w open spacie gromki śmiech bo gdy wychodziłam to patrzyli na mnie mocno skonfundowani.
Gdy już myślałam, że ten dzień nie może się zrobić bardziej dziwny, ochroniarz w markecie, w którym kupowałam piwo na asado, na które wybieramy się za godzinę, postanowił mnie popodrywać i z uporem maniaka wmawiał mi, że jestem z Norwegii (pewnie! On wie to lepiej niż ja!). Na koniec wlepił mi swoją wizytówkę dodając z dumą, że zna się na masażach. Jakieś chętne? Podzielę się tym skarbem ;)
Teraz kołacze mi się po głowie tylko jedna myśl (choć z każdym łyczkiem zimnego Heiniego oddala się w niebyt): dziiiiiwny jeeeeest teeeeen swiat!
No hay comentarios:
Publicar un comentario