lunes, 24 de febrero de 2014

D. 43 ZOO & Cerro de San Cristobal

W sobote wybralismy sie do Zoo. Znajduje sie ono na drodze na szczyt wzgorza Cerro de San Cristobal. Do Zoo mozna wybrac sie pieszo pod gorke lub wjechac kolejka linowa. Postanowilismy skorzystac z opcji numer dwa, jako ze wszyscy polecali przejazdzke. Tylko nikt nie mowil dlaczego. Jak tylko kolejka zaczela sie wspinac i wagonik znajdowal sie coraz wyzej i wyzej, rozpostarla sie przed nami panorama miasta i gor w tle. Gory jak zwykle ledwo widoczne ze wzgledu na tragiczna ilosc smogu. I mam wrazenie, ze sobota byla dniem wyjatkowo "brudnym" bo gory musialam sobie niemalze wyobrazic. Smog jest czyms tak wstretnym, ze na liscie TOP 10 kitow Santiago zajalby honorowe miejsce pierwsze. Ale nie o smogu mialo byc dzisiaj. Zoo na wzgorzu jest zdaje sie jednym z trzech parkow tego typu w Santiago i najblizszych okolicach. Nie jest gigantyczne ale warto sie tam wybrac chociazby wlasnie ze wzgledu na widoki. Nie bede sie za mocno rozpisywac o zwierzakach, poza jednym. Niedzwiedz polarny. W zyciu nie widzialam tak smutnego stworzenia. Wybieg dla miska jest dopiero w budowie, wiec chwilowo mieszka on w malutkim patio bez zimnego bajorka i cienia. Szukalam wzrokiem "chatki" dla misia gdzie moglby sie schronic ale na prozno. Bardzo mnie to zdenerwowalo i Juan musial mnie trzymac i zatykac buzie bo matkom z dziecmi powoli wychodzily oczy z orbit... Fakt, moglam przeklinac po polsku. Pewnie nikt by sie nie zorientowal... Najmocniejszym punktem zoo sa w mojej ocenie wesole pingwiny, zyrafy i lisy, ktore rowniez nie wygladaja na smutne. Na plus tez tropikalny dom dla ptakow, do ktorego mozna wejsc i ogladac je z bliska. Pewien szalony ibis postanowil nawet wyladowac parenascie centymetrow od mojej glowy ku uciesze malych dzieci. "patrz, prawie ja walnal skrzydlem w glowe!" Dwoja za brak zwierzat typu alpaka i innych z tej samej rodziny, ktore chcialam zobaczyc najbardziej, jako ze to wizytkowka gorskich rejonow w Chile i Peru. Po Zoo wybralismy sie na sam szczyt wzgorza, gdzie znajduje sie ogromna statua Matki Boskiej. Nie tak ogromna jak statua Chrystusa w Rio de Janeiro czy nasza rodzima ale wciaz imponujaca. Dla mnie jednak wazniejsze bylo pokonanie tysiaca schodow w upale. Bylam swiecie przekonana, ze na szczycie bedzie wietrznie i odetchne z ulga. Niestety... Mozna bylo sie ugotowac.

VERSION ESPAÑOLA:

El sabado fuimos al zoo. El zoo esta en el Cerro de San Cristobal, o mejor dicho en camino. Se puede ir andando sin problema o en teleferico, aqui conocido como Funicular. Como todos nos aconsejaban ir en Funicular, lo hicimos.  Nadie dijo porque. Pero ya cuando empezo subir, de repente se nos presento la vista de la ciudad maravillosa. Como siempre casi imposible ver las montañas por el smog. Y tengo la sensacion que el sabado fue uno de estos dias "sucios", porque casi tuve que imaginarme las montañas. Es algo tan asqueroso que si tuviera que hacer una lista de top 10 peores cosas sobre Santiago, la elegiria como plazo numero uno. Pero no hablamos hoy de smog. El zoo en el Cerro es uno de (si no me equivoco) los tres zoos en Santiago y azafueras. No es gigantesco pero merece la pena, por lo menos por las vistas. No voy a escribir demasiado sobre los animales. Aparte del uno. El oso polar. Nunca en mi vida he visto algo tan triste. El pobre no tiene nada de condiciones adecuadas para un animal polar. Su jaula se esta construyendo y de momento no tiene ni agua fria para bañarse ni sombra. Esta buscando una "casita" donde podria descansar del sol, pero no existe un sitio asi. Me enfade mucho y me tuve que callar porque las madres con niños ya se estaban enfadando. Si, claro. Podria usar palabrotas en polaco... Lo mas interesante del zoo son los pinguinos (siempre divertidos), jirafas y zorros. Estos tampoco parecen tristes. Estan todo el tiempo corriendo y jugando. Se puede entrar a la "casa" de los pajaros exoticos y estar al lado de ellos. Bastante divertido hasta que uno de ellos no decide volar centimetros de tu cabeza. "Mira, casi la pego con la ala!" Una desventaja fuerte - no hay animales tipicos para los Andes - alpacas y otros de esa familia. Despues del zoo, fuimos al top de Cerro, donde esta la gran estatua de la Virgen. Claro, no tan grande como en Rio de Janeiro (o en Polonia - si, si. Nosotros tb tenemos una! http://es.wikipedia.org/wiki/Estatua_de_Cristo_Rey) pero todavia impresionante. Aunque para mi los mas importante fue subir mil millones de escalones en el calor que hacia. Estaba completamente segura que alli arriva habra viento y podre respirar bien. Lamentablemente no....



 Jezozwierze leniwe mialy sieste i ciezko bylo je sprowokowac do jakiegokolwiek ruchu.

 Flamingi to wyjatkowo gadatliwe ptaki. Mozna bylo sie niezle usmiac z "rozmow" jakie prowadzily.
 Niestety malpki byly niemozliwe do uchwycenia aparatem. Wciaz skakaly i biegaly po calym wybiegu jak szalone. Zostala tylko tabliczka z wyjatkowo smieszna nazwa: Malpka z uszami z bawelny.






































Musicie mi wierzyc na slowo, ze to kondor. Leniwy ptaszor nie chcial nawet ruszyc skrzydlem by pokazac jak naprawde jest wielki.


Sammi mistrzowie. Pierwszego i drugiego planu. Na poczatku bohaterem zdjecia mial byc maly czworonozny stwor w lewym, gornym rogu. Nagle pojawila sie w obiektywie ptasia glowa.



 W drodze na szczyt.










No hay comentarios:

Publicar un comentario