lunes, 17 de febrero de 2014

Weekend in Santiago. Again.

News tygodnia: Jaun dostal wize. Dzieki temu moze juz zalozyc konto w banku i zalatwiac wiele innych spraw bo posiada juz chilijski odpowiednik naszego peselu. Trwalo to dlugo bo firma postanowila wyswiadczyc mu przyluge i wyslala prawnikow, zeby sie tym zajeli. Jak sie okazuje mozna to zalatwic samemu w ciagu jednego dnia  (jedyne na co trzeba sie przygotowac to kolejki i doslownie caly ten dzien bedzie dniem straconym) lub czekac na zalatwienie sprawy ponad 2,5 miesiaca.
Przygotowujemy sie powoli tez do zmiany mieszkania wiec podsumowujac - tematy organizacyjne na plus.

W piatek byl piatek a nie walentynki. Nie obchodzimy walentynek wiec nie bedzie wpisu o najbardziej romantycznej kolacji z tysiacami innych par w "kameralnej" restuaracji. Poszlismy wiec na pisco sour z kolegami z pracy a potem grzecznie do domu na film. 
W sobote wybralismy sie na wycieczke do centrum. Postanowilam pokazac Juanowi najpierw Cerro Santa Lucia, ktore widzialysmy wczesniej z Natalia. Tym razem jednak wdrapalismy sie na szczyt do wiezy widokowej. Kolejna panorama miasta, tyle ze tym razem z zupelnie innego punktu. 

VERSION ESPAÑOLA:
Juan ha conseguido recibir la visa por fin! Ya puede abrir la cuenta en el banco entre otras cosas. Recibio su RUT provisional, que es como el DNI español. El proceso tardo muchisimo, porque su empresa decidio hacerle un favor y dejarlo para los abogados. Ya aprendi que si se lo hace solo, se tarda solamente un dia. Un dia entero, por las colas en Extranjeria, pero nada mas. El tuvo que esperar casi 2,5 meses. Estamos preparandonos para el cambio del apartamento, asi que las cosas van avanzando poco a poco.

El viernes fue el viernes, no el dia de San Valentin. No celebramos ese dia, entonces fuimos solamente a tomarnos un pisco sour con los comapñeros de trabajo de Juan y volvimos a casa a ver una pelicula tranquilos.
El sabado decidimos hacer una excursion al centro. Queria enseñarle primero el Cerro de Santa Lucia, donde ya estuve con Natalia, pero esta vez tenia ganas de subirlo y ver la vista. La panorama muy diferente de la nuestra en Las Condes. 

































Nasza misja, poza spacerem po miescie, byl zakup nici do szycia. Niby rzecz trywialna a znalezc ciezko. Szczegolnie w naszej dzielnicy, wiec mielismy nadzieje, ze w centrum uda sie zrobic tak proste zakupy. Szybko przeszla nam ochota na spacer po glownym deptaku zakupowym, gdy zauwazylismy ile tam sie kreci podejrzanych twarzy i ile razy ktos probowal nas okrasc. Paseo Ahumada w weekend - nie polecam. Gdy bylam tam z Natalia w dzien powszedni to wygladalo to o niebo lepiej. W budynkach przy deptaku mieszcza sie galerie parterowa podzielone na rozne sektory od DIY po elektronike, instrumenty i nie wiadomo co jeszcze. Handel uliczny zwany przez mego rodziciela "krolestwem badziewiarstwa" rowniez rozwiniety na potege. Doszlismy do Plaza de Armas i pokazalam Juanowi piekna katedre, ktora tez juz opisywalam wczesniej. W samej katedrze tez chcieli nas okrasc. Szybko sie zwinelismy stamtad bo to nic fajnego takie zwiedzanie. Podreptalismy dalej i przypadkiem natknelismy sie na staruszeczke, ktora na ulicy sprzedawala nici!! coz za wybawienie!! Staruszeczka cwana byla i oznajmila, ze nie ma wydac z 5000 wiecej niz 3000 (zestaw kosztowal tysiaka) a to przeciez zadna roznica czy jej damy tysiaka czy dwa... Nie bylismy az tak zdesperowani i poszukalismy cierpliwie miejsca, w ktorym nam wreszcie rozmienili pieniadze.
Celem naszej wyprawy mial byc obiad w Mercado Central znanym w calym Chile ze swiezych ryb i owocow morza. Rozejrzelismy sie po straganach i faktycznie widzielismy niesamowite rzeczy. Mule wielkosci schabowego, osmiornica przypominaja rozmiarem legendarnego Crackena i ryby, ktorych w wiekszosci nie znalismy wczesniej. Mniam! co za uczta dla oczu! Postanowilismy wiec zasiasc w jednej z miliona knajpek jakie znajduja sie w tym miejscu. Zamowilismy muszle a la parmesana (nie wiem jak sie nazywaja machas po polsku to cos pomiedzy mulem a przegrzebkiem), centolla (czyli miejscowa odmiana kraba), locos (doslownie znaczy to szalence, jednak sa to tylko slimaki i na szalone nie wygladaja - poza swym rozmiarem dojrzales sliwki wegierki wrzesniowej) i angulas (czyli mlodziutkie, malutkie wegorze. W hiszpanii kilogram tego przysmaku kosztuje ponad 350 euro, wiec mielismy watpliwosci co do tego czy beda to prawdziwe angulas). Wszystko wyszlo nie tak jak powinno.
Centolla miala smak i wyglad mocno nieswiezej, angulas okazaly sie oczywiscie nie byc angulas choc byly calkiem smaczne, locos nie przypadly mi do gustu ale Juan byl przekonany (jako ten bardziej doswiadczony w jedzeniu locos) ze wszystko z nimi w porzadku a machas przyniesli nam bez muszli i nadzianie ich na widelec bylo tak trudne jak gumy do zucia przyklejonej tydzien wczesniej do lawki. Po szybkiej dyskusji z kelnerem rachunek przyszedl pomniejszony o dwie pozycje i wyszlismy i glodni i zli i z poczuciem nabicia w butelke. Wrocilismy z powrotem do metra przy glownej ulicy inna trasa by zobaczyc palac prezydencki La Moneda i otaczajace go stare budynki. La moneda zostala zbombardowana w 1973 r. podczas puczu wojskowego (o tym wczesniej tez) i to wlasnie tam bronil sie prezydent Allende dopoki nie zostal zamordowany/nie popelnil samobojstwa.

Nuestra mision, aparte del paseo por la ciudad, fue encontrar hilo para coser. Parece una tonteria pero no es facil encontrarlo. Especialmente en nuestra zona. Esparabamos encontrarlo en el centro. Rapidisimo perdimos ganas de pasear despues de varios intentos de robarnos y haber visto cuantas "caras malas" se mueven por alli. Paseo Ahumada durante fin de semana - no recomendable. Cuando estuve alli con Natalia un dia entre semana todo tenia otra pinta. Mucho mas tranquilo. En el Paseo hay varias galerias especialisadas en varias cosas - unas con electrodomesticos, otras con guitarras, etc. En la calle tambien se vende de todo. Menos el hilo obviamente... Llegamos a la Plaza de Armas (mi segunda vez). Entramos a la catedral y alli tambien estaba pensando que alguien me quiere robar. Salimos rapido porque no es nada divertido hacer turismo en estas condiciones. Por fin encontramos el hilo! Una viejita nos salvo la vida por el precio de mil pesos. Como no tenia cambio intendaba hacernos pagar mas. Al final da igual si pagas mil o dos, no? pues no, viejita.
El objetivo numero dos - comer marisco rrrrico en Marcado Central famoso por el pescado y marisco fresco e impresionante. Hechamos un vistazo y si es verdad que venden alli cosas maravillosas. Mejillones en tamaño de un wienerschnitzel o pulpos grandes como el legendaria cracken. Tambien una cantidad de pescado desconocido que puede volver loco a cualquiera. Despues de un tour por los sitios y la control visual de los platos, decidimos sentarnos en un restaurante y pedimos una centolla, machas a la parmesana, locos y angulas. Obviamente, pronto nos enteramos que todo eso es una mentira. La centolla huele mal y tiene pinta de esperar a un desesperado la semana entera, las angulas claramente no son angulas pero mas cerca de chanquetes al ajillo, los locos congelados previamente pero comestibles y las machas de goma sin conchas. Al final nos cobraron solamente por dos cosas, despues de explicarles que eso no es lo que sirve al cliente. Salimos con mal sabor en la boca.
Volvimos a la calle principal por otro camino para ver tambien el palacio presidencial La Monedo y otros edificios historicos al lado. La Moneda fue bombardada en el año 1973 y dentro estaba el presidente Allende defendiedose. (Escribi sobre eso antes). Hasta hoy no se sabe si fue asesinado o si se suicidio el mismo.







Na ulicach Santiago mieszkaja setki tysiecy bezpanskich psow. Tutaj na zdjecie ze mna i La Moneda zalapal sie jeden z przedstawicieli rasy Cundelburry. Byl nawet laskaw spojrzec w obiektyw i dostal za to orzeszka. Niestety lepszych przysmakow przy sobie nie mialam, ale i tak kolega nie pogardzil tym darem i sie oblizal z zadowoleniem. Przed biurem Juana czesto spi sobie na trawniku piekny golden retriever, a po placu zabaw po drugiej stronie ulicy biega cos co wyglada jak kaukaz. Na szczescie nie zjada dzieci i jest dosyc przyjazny. 






No hay comentarios:

Publicar un comentario