Dzisiaj troche z innej beczki. Z beczki z ogorkami kiszonymi. Po weekendzie za miastem lodowka swiecila pustkami i dojadalismy resztki przez ostatnie dwa bardzo zajete dni. Wybralam sie wreszcie na zakupy do supermarketu i przytargalam w swoich ekologicznych siatkach trzy tony zakupow w tym sloj niemieckich ogorkow kiszonych "a la polaca". Przegryzajac rzeczone ogory zabralam sie za przygotowywanie obiadokolacji na dzis i jutro by miec z glowy stanie przy garach przez dwa dni. I tak sobie rozmyslalam, w miedzy czasie prowadzac konwersacje z tata o cenach produktow spozywczych w Chile. Nagle okazalo sie, ze moje mieso mielone (100% krowy, 3% tluszczu, mniam!) zachowuje sie w sposob nieoczekiwany (jak dla mnie, Polki przyzwyczajonej do miesa napompowanego woda i innymi spulchniaczami czy nie wiadomo czym jeszcze). Moje mieso zaczelo wchlaniac inne smaki z patelni i przyprawy, zamiast topic sie we wlasnym wodnym sosie. Wrocilam wiec wzrokiem na rachunek z supermaketu i pamiecia wzrokowa do lodowek sklepowych. Bylo to jedyne mieso (wolowe, mielone) jakie mozna bylo kupic a kosztowalo za 0,6 kg 5000 pesos (czyli wedle tego co dzis serwuje NBP w swojej tabeli srednich kursow walut, 5,3 x 5 = 26,5 pln). Z ciekawosci porownalam z cena Tesco w Polsce i za pol kilo trzeba zaplacic miedzy 11 a 13 zl. Wyraznie widac roznice. Widac tez roznice w jakosci produktow w supermarketach. Zawsze w Warszawie zmagalam sie z jakoscia warzyw i owocow, lub z cena, jesli zalezalo mi na dobrym produkcie. Nie jestem tez zadnym "freakiem" i nie kupuje w sklepach EKO czy "zdrowa zywnosc". Po prostu lubie jak pomidor smakuje pomidorem, a krowa jak krowa.
Po obejrzeniu dalej rachunku, a jest on dlugi i opiewa na malo wesola kwote 65000 pesos, zaczelam rozwazac nad stosunkiem jakosci do ceny i porownywac dalej z cenami w Polsce. Doszlam do bardzo prostych wnioskow: produkt 100% chilijski, jak kolendra czy awokado, kosztuje smieszny grosz. Nie powinno byc to wielkim zaskoczeniem. Sezonowy produkt lokalny zawsze jest tanszy ale chodzi tu tez o ilosc produktu za te niska cene. Dla zainteresowanych (pamietajac, ze 100 pesos to dzis tylko 53 grosze): wielki peczek kolendry, ktory bedzie mi sluzyl pewnie przez dwa tygodnie, kosztowal jedynie 460 p a awokado (nie bede zlosliwa i nie bede sie rozplywac nad jego jakoscia) za 3/4 kg - 1450 p. Zawsze kupowalam doniczki z bazylia, kolendra, mieta, itp za "piataka" w Warszawie i w przypadku kolendry rosly tylko 4 marne lodyzki. Roznica niebywala, bo zeby miec taki sam wielki pek musialabym tych doniczek (bez zartow) kupic 20. Dalej moja uwage zwrocilo mleko - z laktoza czy bez, tluste czy chude, kosztuje tu tyle samo - 4,50 pln, podczas gdy w Polsce mozna kupic je dwa razy taniej. Juz nie bede nikogo dalej meczyc dokladnymi cenami jajek czy pomidora (to akurat tanie) i zajme sie tym co typowe w Chile.
Na plus:
Gigantyczny wybor kukurydzy. W kazdym rozmiarze, w kazdej postaci - ziarna w kartonie, ziarna mrozone, ziarna swieze, kolba czy peruwianska kukurydza wielkoziarnista, ktorej nazwy polskiej nie znam. Tu zwie sie choclo. Tanio, smacznie i przygotowywana na milion sposob. 1. Ziarna z lyzka smietany plynnej, 3 krople soku z cytryny i pol garsci siekanej kolendry. 2. Pastel de choclo, o ktorym wspominalam przy okazji wypadu do Vichuquen - czyli w skrocie zapiekanka z kukurydzy na cienkiej bazie z miesa przygotowanego wedle tradycyjnej chilijskiej receptury (o tym jak sie przygotowuje pino tez sprobuje kiedys wreszcie napisac) na slodko slono. 3. Prawie kazda salatka zawiera ziarna kukurydzy; itd.
Nie sposob pominac awokado. Dostepnych jest az 8 gatunkow. Ja na razie znam tylko 3 podstawowe. Duze zielone, male zielone z mocno "chropowata" skorka i male prawie czarne. Palta, czyli awokado, rowniez wszechobecna w kuchni chilijskiej. 1. Do koktajlu z krewetek (klasyk, znany kazdemu), 2.Do sushi - niby klasyk, ale tu WSZEDZIE sushi ma awokado, albo maki zawiniete w cienkie plastry awokado, albo jest ono wepchniete do srodka. 3. Salatki poza kukurydza wypchane sa rowniez awokado. 4. Guacamole. Komentarz chyba zbedny. 5. Hamburgery maja warstwe zmiazdzonego awokado, 6. Hot dogi przykryte warstwa awokado. 7. Zjedlismy juz tyle tlustego awokado, ze na te notke wystarczy ;)
Pomidor. Jak i u nas - wszechobecny. Czesto sprzedawany na tackach (nawet w kioskach!!!) z czym? z awokado... Chyba nie ma potrzeby wymieniac z czym sie je pomidory, bo czego by Chilijczycy nie wymyslili, to raczej juz to znamy. To raczej ja zadziwiam miejscowych gdy na sniadanie zajadam zapiekana kanapke z serem i szynka i prosze o wlozenie plastrow pomidora do srodka po podgrzaniu. W hotelu w Valparaiso kelnerowi prawie oczy z orbit wypadly.
Dodatkowo czesto na stole czy w koszykach w supermarkecie pojawiaja sie cukinie; ale nie takie jak nasze - podluzne, tylko krotkie i grubiutkie. Tak jakby wziac nasza cukinia i oczami wyobrazni splaszczyc ja do rozmiaru zielonej papryki. Czesto podawana w formie carpaccio.
W zwiazku z tym, ze kuchnia peruwianska i chilijska przenikaja sie, to nie brakuje tu rowniez aji amarillo, czyli ostrej i (wbrew nazwie bo amarillo to zolty) pomaranczowej papryczki, dostepnej tylko tu w formie swiezej. W Europie dostepna tylko zamrozona, a w Polsce konkretnie na specjalne zamowienie i po cenie ok. 120 zlotych za kilogram. Wiem, bo szukalam dlugo i namietnie. Papryczka ta to jeden z podstawowych skladnikow kuchni peruwianskiej, stad o niej wspominam. Podstawa wielu sosow, bez ktorych dania nie bylyby takie same.
Na minus:
Jeden z podstawowych produktow spozywczych, zawsze obecnych w naszej lodowce - ser. Chyba kazdy ma w domu zwykly, kanapkowy ser zolty. A ja ostatnio nie. Kupuje sery, a i owszem, ale nie zrozumcie mnie zle... Nie mam potrzeby snobowania sie na ser, ale ten tutejszy "ser maslany" jest niejadalny! Zatem pozostaja mi sery importowane, ktore kosztuja odpowiednio wiecej, a i tak wciaz gatunkowo nie sa najlepsze. "Ser maslany" to taki podly miejscowy wynalazek. Ma on sluzyc zdaje sie glownie do zapiekanych tostow i raczej nie jest przeznaczony do jedzenia na zimno. Naszym polskim kubkom smakowym nie polecam w kazdym razie. Znam obcokrajowcow, ktorym to nawet smakuje ale pochodza z miejsc gdzie nie istnieje tradycja i kultura sera, jakkolwiek by to nie brzmialo. Tlusty, swietnie sie topi i bez smaku. Nie, dziekuje. Zazwyczaj wiec Juan pierwsze co robi w dziale z serami to siega po hiszpanski ser queso manchego. Z jednej strony to oczywista sila przyzwyczajenia i smakow z ojczyzny, a z drugiej to jedyny pewny wybor. Tu nie ma pomylki. Zawsze dobry.
Bialy ser? Szkoda nawet o nim wspominac. Nie zamawiac NIGDY salatki greckiej bo oni nie znaja tu sera feta. Jedyny bialy ser jaki znaja, to taki ktory po wyjeciu lyzka z opakowania zachowuje te sama forme, ewentualnie lekko sie polamie (nie, nie pokruszy!), nie ma zadnego smaku i nie wiem po co to cos istnieje, a jest tego pelno. To tak jakby chciec wypchac miske salaty czyms zeby wygladalo, ze jest wiecej. Bo nie ma absolutnie zadnych walorow.
Dalej na minus ceny miesa. Ogolnie mieso jest drogie. Czy na grilla, czy na patelnie, czy do pieca, czy do zupy. Jakosc fantastyczna, wiec nie bede plakac nad kazdym groszem na mieso wydanym. Jakosc rekompensuje cene.
Chleb nie ma nic wspolnego z wiejskim chlebem na zakwasie, lub chociazby zwyklym chlebem, ktory mozna kupic w kazdym sklepie spozywczym w Polsce. Zdecydowana wiekszosc to obrzydliwy chleb tostowy. Reszta jest jadalna ale to wciaz nie to samo.
Ostatni wielki minus - szynki, wedliny, wedzonki. Ha! Nie ma takich frykasow! Kupic mozna zrobione na hiszpanska modle (lub sprowadzone) chorizo, lomo czy inne kielbasopodobne wyroby dostepne w kazdym przedziale cenowo jakosciowym. Natomiast wedzonek, dobrych wedlin czy szynki babuni nie dostaniemy. Gotowana szynka z indyka paczkowana w plastrach - to prawie jedyne co mozna kupic. Fuj, fuj. Teskno mi wiec za wedzonka krotoszynska czy poledwica lososiowa.
Zeby przyblizyc jeszcze bardziej zawartosc polek sklepowych, na zakonczenie dodam jedynie, ze reszta jest taka sama jak u nas. Jogurtow duzo, dzemy, marmolady, (powidel brak ale nie mozna miec wszystkiego), makarony, ryze (wielki wybor!), produkty "orientalne", owoce jak u nas (te niby bardziej egoztyczne jednak wciaz lepsze niz w PL), jajka itp. Jada sie dobrze, zdrowo i choc typowa kuchnia chilijska jest uboga, co ma podloze historyczne, to jednak w dzisiejszych czasach jada sie wszystkiego po trochu. Rybki, owoce morza, miesko, warzywka, owocki. To nie Japonia, nie trzeba zmieniac przyzwyczajac sie do nowej diety.
No hay comentarios:
Publicar un comentario