lunes, 27 de octubre de 2014

Kolejne filmiki

Wstyd sie przyznac,ze zyjac w XXI wieku nie mialam okazji edytowac wczesniej zadnego video... Nie posiadalam nawet zadnego programu czy aplikacji do obrobki filmikow. Przede mna nowe wyzwanie. Juz niedlugo moje filmiki nabiora nowego "ksztaltu" i bedzie sie je zdecydowanie lepiej ogladalo. Teraz zapraszam na podroz helikopterem i ... Ale urwal! po chilijsku!

ps. By w przyszlosci latwiej bylo odnalezc filmiki, dodalam zakladke Video. Bede umieszczac tam za kazdym razem linki z postow i tworzyc swoja mala biblioteczke video.

Lot helikopterem


Helikopter startuje

domingo, 26 de octubre de 2014

Mala nowosc na blogu

Dzisiaj zrodzila sie w mojej glowie nowa idea. Juz niedlugo blog dorobi sie brata - kanalu YouTube, na ktory bede wrzucac filmiki wlasnego autorstwa. Na razie jest to tylko eksperyment. Zobaczmy czy sie sprawdzi. Na razie bawiac sie programem do tworzenia filmikow zrobilam tylko maly pokaz slajdow z racji braku materialow... Juz niedlugo zaprosze Was na wycieczke po Santiago i pokaze Wam miasto swoimi oczami :)


Slideshow Las Condes

martes, 21 de octubre de 2014

Miedzynarodowe Forum Inwestycyjne Chile 2015


Pozostalo juz bardzo malo czasu by zapisac sie na Miedzynarodowe Forum Inwestycyjne w Chile, ktore odbedzie sie w styczniu 2015 roku. Aplikacje mozna wysylac jedynie do konca pazdziernika, czyli zostalo doslownie pare dni.

Wojna hiszpansko-chilijska, czyli (nie)powazne rozwazania po polnocy przy herbacie.

Choc Hiszpanie i jej mieszkancow pokochalam calym sercem, mieszkajac w Madrycie prawie 3 lata, to jednak troche obiektywizmu mi pozostalo i nie idealizuje tego narodu. A na dodatek czuje zawod i niesmak. Z tym poznawaniem danej kultury to jest troche tak, jak z poznawaniem nowego partnera. Nie wiemy o nim nic, dopoki nie wyjmiemy go ze swojego srodowiska i nie zabierzemy w nowe miejsce i zobaczymy dopiero wtedy jakim jest naprawde czlowiekiem. Bylo dla mnie duzym zaskoczeniem, ze Hiszpanie zachowuja sie w Chile nieraz brzydko, czasem wyjatkowo niestosownie a przede wszystkim nie adaptuja sie zupelnie. Malo tego, nie przejawiaja nawet najmniejszej checi zaadaptowania sie. Oczywiscie, generalizuje. Nie da sie napisac o wszystkich, poznanych przeze mnie, przedstawicielach tego kraju w jednym poscie.

lunes, 13 de octubre de 2014

Male swieto na blogu.

Ostatnio duzo tu magii i o magii. :)

Ponad 6000 wizyt na blogu i 9 miesiecy i 3 dni. 277 dni. Tyle czasu uplynelo od kiedy moje stopy po raz pierwszy stanely na ziemi chilijskiej a w nozdrza uderzylo gorace powietrze i letni, styczniowy upal. Jest zatem co swietowac. Kazda okazja jest dobra do swietowania. Pierwsze wrazenie. Pierwsza pomylka. Pierwsze dni, pierwsze problemy. Pierwsze zakupy i pierwszy komentarz "ale tu drogo!". Pierwsze opalanie i pierwsze poparzenie, pomimo kremu z wysokim filtrem. Przez 9 miesiecy nauczylam sie bardzo duzo o tym miejscu, o ludziach, ktorzy tu zyja, o klimacie, o trzesieniach ziemi, tsunami czy zwyklych "temblorach". Mozna czytac nieskonczenie wiele o kraju, do ktorego sie jedzie po raz pierwszy w zyciu, ale to i tak nie przygotuje nas w stu procentach. Dla przykladu - przeczytalam wrazenia ludzi z przezytych temblorow (mini trzesien ziemi) i opisy mroza krew w zylach. Ja sama przezylam kilka mocniejszych wstrzasow i... pff... az mi sie komentowac nie chce. Tylko jeden - 6,4 w skali Richtera - zrobil na mnie wrazenie. Popekaly w barze szyby w oknach, a ziemia nagle prawie mi zniknela pod nogami na pare sekund. Jednak obylo sie bez upadkow. Chwila strachu i po wszystkim. Wychodze z zalozenia, ze czytac trzeba, bo daje nam to przynajmniej jakis obrazek i z pewnoscia w jakims stopniu przygotowuje na to, co moze nas spotkac, ale przezyc trzeba wszystko samemu. Nikt tego za nas nie zrobi. Nawet najlepszy przewodnik.


lunes, 6 de octubre de 2014

Magia, magia, magia!

Jakis czas temu, mialam niesamowita mozliwosc spelnienia swoich marzen. Zupelnie przypadkiem. To chyba wlasnie ten element zaskoczenia sprawia, ze niektore rzeczy sprawiaja nam jeszcze wiecej frajdy. Opowiem dzis historie o tym, jak zostalam kopciuszkiem na dwa dni. Nie ma tu romantycznego happy endu. Jest za to magia. 
Pewnego czwartkowego wieczora, gdy mialam juz wychodzic znowu za pozno z pracy a Juan byl w podrozy do La Serena, zadzwieczal moj telefon dajac znak, ze przyszla wiadomosc na messenger facebookowy. O tej porze?? Przeciez o tej porze Polska spi. Sprawdzilam szybko, stojac juz w drzwiach kancelarii wiadomosc i czytam "Czesc Karola, jestesmy w Buenos, jutro bedziemy w Santiago na chwile, moze chcesz sie spotkac?". Kto? Nie wiem. Jutro? Nie moge, pracuje. Gdy wrocilam do domu, porozmawialam chwile z tajemniczym nadawca wiadomosci i wszystko stalo sie jasne. Galkowo (google it! :)) jak zwykle polaczylo ludzi. Nastepnego dnia rano szybko dogadalam sie z szefem, mowiac mu jaka jest sytuacja i... dostalam wolne bez wolnego. Czyli nikt mi pensji nie obcial a nie przyslugiwaly mi wciaz wakacje, wiec ich tez nikt nie odliczyl. To juz pierwszy magiczny element tej historii.