Pisze te notke wciaz nie posiadajac wizy, ale juz przynajmniej wiem dobrze jak caly ten proces przebiega. Bedzie to krotki, paroodcinkowy cykl o zmaganiach wizowych w Chile. Juan w tym momencie znajduje sie w biurze policyjnym i dopelnia formalnosci. Spokojnie, nic nie przeskrobal. Tutaj kazdy obcokrajowiec musi przez to przejsc. Ale wrocmy do poczatku.
Pisalam wczesniej o Extranjerii, czyli departamencie tutejszego odpowiednika MSW. Pelna nazwa to Ministerio del Interior y Seguridad Pública, Departamento de Extranjería y Migración. Budynek Extranjeríi miesci sie w centrum, na jednej z gorszych ulic (Calle San Antonio 580, Santiago Centro), gdzie tylko dzieci szatana chodza z cwanym usmiechem na twarzy. Zlodziejstwo, prostytucja, naciagacze, uliczny handel tandeta jako przykrywka by wyrwac czlowiekowi portfel lub gotoweczke, gdy tylko je wyjmie z kieszeni by dokonac platnosci. W skrocie: nalezy omijac szerokim lukiem a do przekletej Extranjeríi wybierac sie nalezy tylko gdy jest to absolutnie niezbedne. Mnie osobiscie probowano okrasc na szatanskiej ulicy cztery razy podczas jednej przechadzki. W tym na probe kradziezy rzucila sie pewna czekoladowa pieknosc ewidentnie trudniaca sie najstarszym zawodem swiata. Pomyslalam wtedy - co za podla ironia...Gdyby ktoras proba okazala sie byc udana to stracilabym paszport w drodze po wize, czyli element kluczowy. Malo smieszne. Doszlam wreszcie cala i zdrowa z torba i paszportem do tego przekletego miejsca. Tu czekala na mnie kolejna niespodzianka. Sa dwie drogi - mozna umowic wczesniej wizyte poprzez strone internetowa (extranjeria.gob.cl) i czysto teoretycznie nie stac w kolejce, lub zrobic to tak jak ja (wtedy nie wiedzialam o opcji numer 1), czyli przyjsc i poprosic o numerek i stac godzinami w kolejce. Najsmieszniejsze jest to, ze zeby dostac numerek, rowniez trzeba swoje odstac w kolejce do pana, ktory te numerki wydaje. Dla kazdego z inna literka na poczatku (znacie ten mechanizn. Jak na poczcie), w zaleznosci od sprawy, ktora musi zalatwic. Oczywiscie moja literka wskazywala najdluzsza kolejke - ok. 140 osob przede mna. Jak za dawnych czasow w KRSie w Warszawie. Wiedzac wczesniej, ze kolejki sa spore, specjalnie nie wypelnialam wnioskow wizowych w domu. Poszlam po pare formularzy i wypelnilam na spokojnie kilka z nich w roznych wersjach. Nie bylam do konca przekonana co do kilku pol wiec na wszelki wypadek przygotowalam wersje zapasowe zeby przy okienku nie blokowac kolejki i nie wypelniac na gwalt kolejnych druczkow. Poszlam rowniez w miedzy czasie na parter by zrobic zdjecia w odpowiednim formacie (jedyne 1500 peso). Wciaz zostalo mi troche czasu, wiec usadowilam sie miedzy innymi oczekujacymi na swoja kolej. Podczas calego tego oczekiwania mialam swietna okazje przyjrzec sie ludziom, ktorzy przybyli zrezygnowani zalatwiac swoje sprawy. Mialam wrazenie, ze wiekszosc z nich albo swiezo wyszla z wiezienia za potrojne morderstwo albo przynaleza do jakiegos latynoskiego gangu. Nie widzialam zadnej osoby, ktora wygladalaby jak ja - nie pod wzgledem rasy czy narodowosci, ale takiej ktora przyszla tam prosic o wize bo dostala "normalna" (ach, posypie sie krytyka zaraz na mnie...) prace, byla zadowolona z zycia, chciala cos zalatwic, wygladala schludnie, ale tez biorac pod uwage okolice urzedu nie do przesady, czy po prostu "europejsko". Mowie o tym tylko dlatego, ze duzo czyta sie w gazetach, ale tez i widzi samemu na ulicach, ilu obcokrajowcow (a przede wszystkim Hiszpanow) przyjechalo tu do pracy i nieraz zajmuja oni stanowiska bardzo wysokie. Nienawidze takich szufladkujacych okreslen jak "normalna praca" czy "europejski wyglad". Wszyscy jestesmy rowni, kazdy ma taka prace jaka ma. Nie potepiam tez pani, ktora chciala mnie okrasc (ze wzgledu na jej glowna profesje, nie dlatego, ze chciala mnie okrasc, bo to akurat tepic trzeba). Kazdy jakos walczy o byt. Europejski wyglad to tez, ze tak powiem brzydko, bullshit. Mam wrazenie, ze to nasza odpowiedz na haslo "American Dream". Tyczy sie on tylko pieknych stolic starego kontynentu. Przecietny pan na wsi dlubiacy w pomidorach nie wyglada wcale europejsko, ale stworzylismy jakis taki dziwny mit i szablon, ktorego sie trzymamy. Wiec zeby latwiej bylo zrozumiec, co mialam na mysli postanowilam posluzyc sie tym okresleniem zrozumialym przed wszystkich. Kolezka, ktory siedzial obok mnie, lamal co najmniej 5 zasad z "dress code", ktorego musielismy pilnowac sie w szkole w USA. Przede wszystkim jednak rzucala sie w oczy spora okragla blizna na ramieniu i wskazujacy w jej strone wielki wytatuowany pistolet. Przelknelam glosno sline i postanowilam zajac sie swoimi sprawami zanim kolezka zorientowalby sie jak bardzo interesuja mnie jego. Wtedy obok mnie usiadla pewna dziewczyna z fioletowymi wlosami i milionem kolczykow, w kazdym dostepnym do przeklucia miejscu. Podarte rajstopy, krotka spodnica, wymietoszona koszula i czarne oko. Ktos rzul gume za glosno i pewna grubsza pani o trudnym do opisania kolorze skory (byla prawie czerwona a jednak wciaz brazowa) rzucila sie z wrzaskiem, ze ona probuje w spokoju medytowac a on jej przeszkadza. Nie wiem jak w ogole probowala tam medytowac bo spokoj to ostatnia rzecz, ktorej bym szukala w tym miejscu. W kolko ktos krzyczal cos i wyzywal pracownikow od powolnych malp, idiotow czy dalej nie wartych przytaczania epitetow. Gdy wreszcie przyszedl na mnie czas, podreptalam do biurka i uslyszalam po dwoch sekundach, ze nie mam co tam robic bo mnie nie obsluza. HE? Ale jak to mnie nie obsluza? Przeciez mam caly zestaw papierow by ubiegac sie o visa temporaria i sama pani przyznala, ze dobrze wypelnilam wszystko oraz skompletowalam plik. No tak, ale pani tu jest legalnie, nie ma nalozonej kary, nie ma problemow z prawem, itp. Legalnie owszem i jestem ale na odwrocie formularza bylo napisane, ze nalezy zalatwiac te sprawy osobiscie, wiec przyszlam. Alez proooosze paaani, to stare formularze. Teraz to sie tylko poczta wysyla papiery. Czyli co? Chce mi pani powiedziec, ze caly ten dzien zmarnowalam i nie zalatwie nic i nie da sie zrobic absolutnie zadnego wyjatku? Tutaj nawet probowalam swojego starego triku (skutecznosc 90%), czyli rozplakac sie i zmyslic jakas historie o tym jak to musze to zalatwic, bo moj pracodawca nie bedzie czekal na mnie tak dlugo itp. Niestety...widac ci, ktorzy okupowali lawki w tej sali dobrze znali te triki przede mna i cwaniaki uodpornili pracownikow. Zostalam odeslana do domu. W przeciagu kilku nastepnych dni zdazylismy z HRem firmy zmienic podejscie i podpisalismy przed notariuszem umowe o prace, wyslalam papiery o inny rodzaj wizy - sujeta a contrato,co mialo na celu przyspieszenie procedur, ale do dzis papierow z urzedu nie dostalam. Mija dwudziesty dzien oczekiwan na pozwolenie o prace.
No hay comentarios:
Publicar un comentario