Dzis post inny, bo nie o mnie. Dzis o Chilijczykach. A to sa straszne marudy z tych Chilijczykow. Zawsze przypisywalo nam sie te ceche jako hobby narodowe. Nie ma nic lepszego niz wstac i od rana sobie pomarudzic. Ewidentnie nie tylko my o tym wiemy. Powiedzialabym nawet, ze zostajemy mocno w tyle za naszymi przyjaciolmi z innego kontynentu. Tu narzekac mozna na deszcz bo ulice sa mokre, na zimno (bo przeciez +10 stopni to mroz, na dlugie godziny pracy, choc nic sie w tym czasie nie zrobilo, na ilosc kradziezy, choc nikt nikomu nie pomaga a wrecz udaje, ze nic nie widzi... lista powodow do marudzenia jest dluga i moglabym spedzic caly dzien wyliczajac powody do niezadowolenia u Chilijczykow ale najsmieszniejsze w tym wszystkim jest to, ze we wszystkich statystykach jakie widzialam i artykulach wynik jest zawsze ten sam - obywatele Chile sa co do zasady z zycia zadowoleni. Czy zatem marudzenie to ich hobby? W ostatnim tygodniu faktycznie padalo sporo, ale ja to widzialam raczej jako powod do radosci. Nie ma nic lepszego niz dzien po deszczu! Smog i caly syf miejski opadl, widac osniezone szczyty i sloneczko budzi do zycia. Nie da sie nic poradzic na to, ze jak deszcz pada to ulice sa mokre, wiec tu chyba marudza tak zeby sobie tylko pomarudzic. Jeden facet na ulicy powiedzial nawet "pieprzone Santiago! Tego w Londynie nie uswiadczysz!". Ciekawe, w ktorym Londynie byl, bo ten ktory ja znam, jest dosc deszczowy w porownaniu z Santiago, gdzie na palcach jednej reki moge policzyc ilosc mokrych dni w ciagu 5 miesiecy, jakie przyszlo mi tu przezyc do tej pory.
Najczestszym powodem do marudzenia jest jednak zimno. Smiac mi sie chce. Jedyne zimno jakie ja odczuwalam bylo w moim wlasnym domu. Do wczoraj. Na szczescie wlaczyli wreszcie ogrzewanie. Klimat jest tu bardzo laskawy. Raz bylo mi zimno poza domem - wczoraj rano. 1 stopien i troszke skostnialy mi lapki w drodze do pracy ale juz w ciagu dnia temperatura wzrosla do 13 stopni i naprawde nie ma nad czym plakac. Zimna biedaki nie zaznali prawdziwego. Zawsze sie w duszy smieje - wyslac takiego Chilijczyka do Warszawy w lutym i wroci z taka trauma, ze juz nigdy przez zeby nawet nie powie, ze mu zimno w Santiago.
Lubia tez narzekac na ilosc kradziezy w Chile. Faktycznie kradna tu na potege. W ciagu miesiaca obrobili dwie (juz ex) kolezanki z pracy. Jedna probowala sie bronic i nie chciala oddac torby i skonczyla na zwolnieniu trzy tygodnie. Druga nawet nie zorientowala sie kiedy ja okradli. Siedziala w stabucksie z kolezanka i dopiero kiedy sie zaczela zbierac do wyjscia zauwazyla, ze torba magicznie zniknela. W zadnym z tych dwoch przypadkow nikt nie zareagowal, a miejsca kradziezy byly zatloczone. W mojej obecnosci okradziono apteke z pampersow i innych produktow pierwszej potrzeby. Nikt nie zareagowal. Stwierdzono jedynie "O! Okradli nas."
Mam pierwsze negatywne bardzo wrazenie z Chile. W pewien dziwny sposob daje sie przyzwolenie spoleczne na kradzieze. Nikt nie reaguje, nikogo to nie obchodzi, jedynie wszyscy potwierdzaja - no tak, kradnie sie duzo. Lubia tez dawac rady - nie nos przy sobie rzeczy cennych. Rada dosc oczywista ale cenna. Nie wszyscy o tym wiedza czy pamietaja. W szczegolnosci turysci. Tych sie okrada bardzo latwo. O tym w innym poscie bo mialo byc o marudzeniu. Najsmieszniejszym powodem do marudzenia jest ilosc pracy, ktora niby obciazeni sa Chilijczycy. Dodam w temacie tylko tyle - wskaznik produktywnosci maja nizszy o wieeeeele od Hiszpanow, ktorzy juz mi sie wydawali wyjatkowo leniwi i malo produktywni. Nie bede nawet porownywac do Polakow, bo jestesmy jak pszczolki pracowici i ceni sie nas za wydajnosc.
Podsumowujac - Chile, nie marudz! Nie masz na co i po co!
sábado, 14 de junio de 2014
O Chilijczykach
Suscribirse a:
Enviar comentarios (Atom)
Skala złodziejstwa: może dlatego, że mieszkasz w Santiago? Do Wawy i Łodzi też ściąga złodziejstwo z całego kraju.
ResponderEliminarTo marudzenie mnie trochę rozbawiło :) A myślałam, że to Polacy największymi marudami na świecie są! :D
ResponderEliminarZ ciekawości, czy Chilijczycy narzekają na to, że jest za gorąco?
Pewnie, ze na upaly tez narzekaja. Ale mniej. Bo to jednak latynosi. Sa stworzeni do zycia w ciepelku ;) I ja mimo, ze z Polski, to mam wrazenie, ze adoptowano mnie po cichu i urodzilam sie w Rio de Janeiro. Nie umiem sie przyzwyczaic do zimna :))
ResponderEliminar