Wciaz nie moge uwierzyc w to, co ostatnio sie wydarzylo. Ktoregos spokojnego wieczora, grzejac sie na tarasie dostalam wiadomosc na "fanpejdzu" na facebooku. Napisal do mnie Mirek, wierny czytelnik moich przemyslen blogowych. W zyciu Mirka nie widzialam, nie rozmawialam z nim, ani nie mamy zadnych wspolnych znajomych. Mirek po prostu szukal w internecie informacji o Chile i tak trafil na moje tworzone mozolnie wpisy. Magiczny moment.
Nagle okazalo sie, ze ktos poza znajomymi zmuszanymi powiadomieniami na FB czyta mojego bloga! Malo tego, Mirek wybieral sie do Chile i postanowil sie z tej okazji odezwac i... zapytac czy czegos nie trzeba mi przywiezc. Oczywiscie pierwsze pytanie padlo na wodke. Ale przeciez wodke polska tu mamy! Wyborowa, Belvedere, a nawet i syfiasta Vodka.pl, o ktorej istnieniu chyba malo kto w Polsce w ogole wie. No to moze jakies piwko? nie... ja to w sumie piwka nie pije i nawet zbytnio nie moge. Hmmm... jest taki jeden napitek, ktory towarzyszyl mi na niejednej imprezie w ojczyznie! Cytrynowka! Samolot Mirka odlatywal za mniej niz 36 godzin, chlopak zalatany, pakowal plecak na wyprawe, mnostwo spraw do zalatwienia i pomyslalam sobie, ze to az bezlitosne kogos jeszcze prosic o takie przyslugi i to do tego nieznajomego! Mirek powiedzial: spoko, jak zdaze to przywioze.
Dochodzil jeszcze problem przemycenia tej flaszki w walizce i nie dania sie zlapac na lotnisku w Santiago.
Niecale dwa dni pozniej spotkalam sie z Mirkiem w Santiago. Poszlismy z jeszcze jednym poznanym tu przeze mnie kolega z Polski, Tomkiem, na piwo. Caly wieczor smialismy sie do rozpuku w dziwnym, nieznanym nikomu jezyku a potem poszlismy na spacer. Na sam koniec Mirek wyciagnal z plecaka flaszke! To jeden z najbardziej wzruszajacych prezentow w zyciu :)
Dziekuje pieknie Mirkowi i dedykuje mu ten wpis! Baw sie dobrze, chlopie! Niech patagonskie szlaki przyjazne Ci beda! Twoje zdrowie!
Dochodzil jeszcze problem przemycenia tej flaszki w walizce i nie dania sie zlapac na lotnisku w Santiago.
Niecale dwa dni pozniej spotkalam sie z Mirkiem w Santiago. Poszlismy z jeszcze jednym poznanym tu przeze mnie kolega z Polski, Tomkiem, na piwo. Caly wieczor smialismy sie do rozpuku w dziwnym, nieznanym nikomu jezyku a potem poszlismy na spacer. Na sam koniec Mirek wyciagnal z plecaka flaszke! To jeden z najbardziej wzruszajacych prezentow w zyciu :)
Dziekuje pieknie Mirkowi i dedykuje mu ten wpis! Baw sie dobrze, chlopie! Niech patagonskie szlaki przyjazne Ci beda! Twoje zdrowie!
No hay comentarios:
Publicar un comentario