Wciaz nie moge uwierzyc w to, co ostatnio sie wydarzylo. Ktoregos spokojnego wieczora, grzejac sie na tarasie dostalam wiadomosc na "fanpejdzu" na facebooku. Napisal do mnie Mirek, wierny czytelnik moich przemyslen blogowych. W zyciu Mirka nie widzialam, nie rozmawialam z nim, ani nie mamy zadnych wspolnych znajomych. Mirek po prostu szukal w internecie informacji o Chile i tak trafil na moje tworzone mozolnie wpisy. Magiczny moment.
miércoles, 5 de noviembre de 2014
domingo, 2 de noviembre de 2014
Mieszczuch w Concepción. Czesc 1.
Czy jestem mieszczuchem i co to znaczy?
Zjawilismy sie w Concepción o 5.30 rano. Powiedzialam do towarzysza mojej podrozy "chodz, poszukamy jakiegos calodobowego Maca. Na pewno serwuja juz sniadania." Sama nie moge uwierzyc, ze w ogole przyszlo mi do glowy jedzenie w fast foodzie o tej godzinie, ale na szczescie i nieszczescie okazalo sie, ze i tak jest to niemozliwe. W tym spokojnym i opieszalym miescie nie ma chyba zadnego lokalu calodobowego, co szybko zweryfikowalam na ipadzie. Poczulam sie jak prawdziwy mieszczuch. Przyjechala dziewczyna z kilkumilionowego Santiago i zachcialo jej sie obslugi calodobowej i jeszcze biega po stacji szukajac zasiegu... Tu czas plynie wolno. Ludzie sie nie spiesza. Wszyscy sie spozniaja (poza autobusem z Santiago) i nikomu to nie przeszkadza. Kurtuazyjnie mowia "przepraszam, cos mnie zatrzymalo", ale i tak nikt tak naprawde nie zwraca na to uwagi.
Suscribirse a:
Entradas (Atom)